SERCE WOŁAJĄCE O UWOLNIENIE Z UROJONYCH...
Pustka....
I nie mam już nawet po co oczu otwierać.
Tak źle i tak niedobrze.
Tak dziwnie smutno...Jakby echo stało po drugiej stronie lustra...
Nie potrzebuję już niczego skoro najważniejsze straciłam z własnej [hmm?] głupoty..
....I kolejny raz zaczynam wątpić w to wszystko...
I kolejny raz zastanawiam się jak to możliwe..
Wszystko prędzej czy później skończy się niepowodzeniem...
Przez jedno głupie słowo.. Przez natłok niekończących się problemów...
Czy można pokochać kogoś wciąż czy nadal jest na to za późno?
Jak odrzucić myśli i te wciąż cisnące się na usta pytania bez odpowiedzi?
Tęsknota za utraconym rajem.... Za "czymś co było i nie wróci"...
Jak mocno można wpisać w serce swój niemal idealny życiorys bez konkretnych wydarzeń, czy sytuacji? Złożony jedynie z uczuć i małych kropelek... Może łez, a może krwi....
Nigdy jest na tyle imponujące, że staje się zawsze...
I nic z tego całego zamętu nie rozumiem.. Nic prócz wszystkiego...
Zagubiłam się sama w sobie.. Nie rozumiem ani siebie, ani tego co dotychczas przychodziło mi bez trudności...
Odebrane to, co najcenniejsze...
I wszystko na nic... I nie ma już przy mnie anioła stróża.....
Mętlik.....
I nie chcę użalania nade mną..
Nie mam już Ciebie, nie mam
Największa strata
Nie nawidzę za to siebie,
Życia i całego świata...